niedziela, 8 grudnia 2013

                                           Rozdział 4



Gdy wchodzę do jadalni,  wszyscy już są w połowie posiłku.
-No wreszcie, Melissa! Zaczeliśmy bez ciebie. Siadaj, napewno coś zostało.
- Sory, brokat się ciężko zmywa. Mruczę, a inni się śmieją. Siadam na rogu stołu, pomiędzy Finnickiem a Tomem. Naprzeciwko siedzi Ines, a obok niej styliści. Rozkoszuję się czymś, co nazywa się lasagne. Swietne. Mimo, że najadam się aż po same uszy, wpycham jeszcze deser, który jest wyborny. Czuję, że nie będę mogła się ruszyć.
 Po obiedzie przychodzi czas na integrację. Styliści wychodzą razem z opiekunką, bo mają jakieś tam zajęcia, a Finnick chce nas poznać i może wymyślić jakąś strategię. Hmm jak to bywa w kapitolu, nie obyło się bez alkoholu. Spokojnie sączę szampana, który przetacza się gorącą falą przez moje ciało. Rozluźniam się i jestem pewniejsza. Bez wahania opowiadam, kiedy Finnick pyta się mnie o rodzinę, co lubię i codzienne zajęcia.

- Moja matka nie żyje. Ojciec kiedyś wygrał igrzyska. Teraz jest przegrany. Przegrał walkę z butelką - mówię bawiąc sie kieliszkiem - na mnie spadł cały obowiązek trzymania nas przy życiu. Miałam lepiej niż inni. Nie musiałam pracować ani głodować. Pensja zwycięzcy była wystarczająca. Wiedziałam, że zostanę wylosowana. Pytanie kiedy? 
 Nikt się nie odzywa. Biorę kolejny łyk. Jest już za późno, by się wycofać.
-Mimo tego, nie byłam szczęśliwa. Chciałam ze sobą skończyć ale zabrakło mi odwagi. Tak to już jest z tchórzami.
 Pociągam jeszcze jeden łyk. Zauważam, że Tom spogląda na mnie z troską i niepokojem. 
Mam to gdzieś. Mam ochotę się upić.
-A teraz mam świetną okazję. Bo tak czy siak, jest minimalna szansa, że wygram. O nie przepraszam, żadna!
 Piję do dna, i sięgam do tacy z pełnymi kieliszkami.
-I jeśli mam być szczera, to ostatnią moją wolą będzie to, że Tom ma wygrać. Zrozumiałeś?- zwracam się do Finnicka - Za wszelką cenę masz go ocalić. To tyle.
 Zapada cisza. Czuję, jak coś leci mi po policzku. Chcę się uspokoić ale wybucham płaczem tak gwałtownym, co niespodziewanym. Wstrząsają mną spazmy. Czuję jak ktoś mnie podnosi. Przytulam się do niego, bo bardzo tego potrzebuję. Gdy kładzie mnie na łóżku w moim pokoju, chcę krzyczeć żeby nie odchodził. Tom zostań, myślę ale on jakby czytając w moich myślach siada obok, łapie moją dłoń i delikatnie głaszcze.
 - Tom, zawołaj tu Finnicka. Proszę. 

Siadam na łóżku i uspokajam się. Bez słowa wychodzi i po chwili wchodzi mój mentor. Zamyka starannie drzwi i siada.
 -Domyślam się, że to co powiesz jest poufne?
-Tak, dobrze się domyślasz. To, co powiedziałam tam, to prawda. Chcę byś uratował Toma. Dobrze? - moje myśli spowolniły się.
To pewnie przez alkohol - Dla niego nie jest jeszcze za późno. Rozumiesz? 
 -Rozumiem.
 - Wątpię.
 - To mi wytłumacz. Mówi po chwili.  Patrzę na niego zaskoczona. Co go to obchodzi? Nie wiem czy na pewno ale chyba szampan ma właściwości rozwiązujące język. Bo nim zdążę pomyśleć, mówię. 
 - To jest tak. On jest lubiany. Ma rodzinę, która go potrzebuje. Ktoś będzie za nim tęsknił.
 - A prawdziwy powód? 
Ma strasznie bystre spojrzenie. Domyśla się. 
 -Nie ma.
 -Nie ma? Czyli dasz radę bez niego żyć.
- I ja ci się w ogóle nie podobam, prawda?
Pyta po chwili uwodzicielskim głosem, przysuwając się bliżej mnie.

 -Tak. Nie. Słuchaj, nie mieszajmy do tego moich uczuć. To i tak bez znaczenia. Trafię na arenę. Jest mi wszystko jedno. Tobie pewnie z resztą też. - mój głos jest zimny jak lód - Bo co cię mogą obchodzić biedne nastolatki z twojego dystryktu, gdy tutaj masz kapitolinek na pęczki, hę? 
 W jego oczach widzę ból. Nie wiem dlaczego. Przecież mówię prawdę. Spogląda na mnie smutno i już ma wyjść ale zagradzam mu drogę.
 -Finnick przepraszam. Nie chciałam. Słuchaj, nie wiem jak to określić, ja go kocham jak brata... A ty...
 Czuję, że powinnam to zrobić. Później może być za późno. Zbliżam się do niego, wspinam lekko na palce i muskam jego usta. Wydaje się lekko osłupiały ale pochyla się i odwzajemnia pocałunek. Chcę tego. Pragnę miłości. 


Dlaczego?

Bo.. Bo jestem samotna. 

Biorę jego twarz w dłonie i spoglądam prosto w oczy.
 -Podobam ci się? - pytam lekko nieprzekonana. Zamiast odpowiedzieć, wpija się w moje usta. Odsuwa się po chwili.
 -Wygrasz? Dla mnie?

 Nie wygram.


- Nie obiecuję.
- Nie obiecujesz.

 Finnick wzdycha i wychodzi. No to tyle jeśli chodzi o nas. Przegrałam tę walkę.

Nie mam siły go gonić. Emocje całkiem wyssały mnie z energii. Zrzucam z siebie ubranie i wpełzam pod kołdrę. Jutro trening. Zasypiam niemalże odrazu.

2 komentarze:

  1. O Mój Boże! Tego sie totalnie nie spodziewałam! Wow, genialny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Padłam i nie wstane. Nie spodziewałam się tego...

    OdpowiedzUsuń