sobota, 30 listopada 2013

                                              Rozdział 2


Tom wpatruje się we mnie uważnie.
 - To co, nie zaprosisz mnie do środka?
- Jasne, wchodź. 
 Wchodzę i siadam na łóżku. Dalej patrzy na mnie z lekkim niepokojem. 
- Myślę, że nie powinniśmy się bawić w podchody. Przejdź do sedna, Mel. - mówi Tom.
- Tak to dobry pomysł. - chwila milczenia- ale się porobiło, nie? I ja wiem co zamierzasz Tom. Nie chcę, byś starał mnie ochronić. Możemy być w sojuszu.
Dalej milczy.
 -Pamiętasz jak się rozstaliśmy? Nie chciałam tego. Byliśmy przyjaciółmi ale ty chciałeś czegoś więcej. A ja... - głos mi się łamie- nie czuję tego tak jak ty. Przepraszam. Przepraszam za tamto i za teraz. Nie powinnam tu w ogóle przychodzić. 

 Już mam wyjść, gdy on znowu sadza mnie na łóżku. Klęka naprzeciwko mnie. Ma bardzo smutne oczy.

-Teraz ty mnie posłuchaj. - bierze mnie za ręce- Ja też chcę cię przeprosić. Nie powinienem ci się narzucać. Miałaś prawo do wyboru. A ja się obraziłem, bo dostałem kosza. Trudno. 

  Pamiętam tamten dzień. Siedzieliśmy w ogrodzie. Słońce świeciło, ptaki  ćwierkały. Wtedy czułam się taka szczęśliwa. A potem, on wyskoczył z tym całym tekstem o tym jaka jestem dla niego ważna i że czuje coś więcej.  Zamurowało mnie kompletnie. Odmówiłam. On się obraził, a ja się załamałam. Straciłam swoje jedyne oparcie. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
 Tym czasem, on mówi bardzo łagodnym głosem.

- Może zapomnijmy o tym i ustalmy jakąś strategię, dobrze?  

  Z myślenia wychodzą nici i po godzinie, ze zmęczenia, zasypiam na jego łóżku.

Gdy budzę się rano, pierwsze co czuję, to ciepło. Bije ono, od nagiej, umięśninej klatki piersiowej Toma, którą obejmuję. No nie źle. Nigdy nie wyzbędę się odruchu przytulania w nocy. 
 Sama nie jestem lepsza, bo na sobie mam samą bieliznę. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy się rozebrałam, jednak mam jakieś przebłyski, że zrobiłam to przez sen. Nigdy nie śpię inaczej niż w bieliźnie. Troszkę niepokojące jest to, że dziś spałam z Tomem. Z drugiej strony, mi to nie przeszkadza. Od małego spaliśmy razem, więc nie robi to na mnie wrażenia. Zastanawia mnie to, że dałam radę bez tabletek. Zwykle inaczej nie zasypiam na całą noc. A tu proszę, taka niespodzianka. Siadam na łóżku i z przerażeniem stwierdzam, że Tom nie śpi, a nasze ubrania zostały zabrane i zastąpione nowymi.
 Jaki wstyd. Pewnie jak ktoś wszedł do pokoju, zobaczył nas razem we wielkim łożu i porozrzucane części garderoby na podłodze. No po prostu świetnie.
 - Tom, co ja tu robię? - mówię lekko nie mrawa.
- No jak to co? Śpisz. - odpowiada tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na ziemi. Irytuje mnie.

- Hmm, mogłeś mnie obudzić albo zanieść do pokoju?
- Tak uroczo wyglądałaś, że chyba popełniłbym największy błąd w swoim życiu gdybym tak zrobił...
-Żartowaniś. - spoglądam na niego z ukosa. Uśmiecha się od ucha do ucha. Tak jak kiedyś... 
Wyskakuję z pod kołdry, zabieram nowe ubrania do łazienki i wchodzę pod prysznic. Gdy ciepłe strumienie oblewają moje ciało, zastanawiam się nad ostatnimi słowami Toma. Co to niby miało znaczyć? Ta sytuacja wydaje mi się absurdalna. Przychodzę do niego, by mu wypersfadować chronienie mnie, a potem śpię z nim, pieczętując to, jak bardzo jesteśmy zżyci. Ale jestem głupia. Trzeba było z tamtąd zwiać w cholerę, póki się dało.

 Gdy razem, już wyszykowani zmierzamy do wagonu restauracyjnego, to cały pociąg huczy aż od plotek. Przybieram groźną minę i częstuję nią każdego z załogi przechodzącego obok nas. Mam za swoje.

 Wspólne śniadanie z Ines tylko potwierdza moje domysły. Delikatnie próbuje nas wypytać o nasze relacje. Gdy wreszcie rozumie, że nic z nas nie wydobędzie, opowiada co nas dziś czeka.

- Macie dzisiaj spotkanie z mentorem. Dołącza do nas dopiero w kapitolu, ponieważ miał kilka ważnych spraw przed igrzyskami.
- Kto jest naszym mentorem? - pytam cicho.
-Finnick Odair. - nie źle, będziemy mieli szansę wygrać. - właśnie, jak przyjedziemy do ośrodka od razu zajmą się wami ekipy przygotowawcze i styliści. A i obiad z mentorem! O! Patrzcie, już jesteśmy!

Zgodnie odwracam głowę do okna i widzę to.

To Kapitol.
----------------------------------------------------------------------

uffff taki długi xD i oczywiście komentujcie bo to dla mnie bardzo ważne!

czwartek, 28 listopada 2013

                            Rozdział 1, część 2


  Ines pogratulowała mi szczęścia i wyciągnęła kolejną karetczkę.
 - Tom Williams.
 O nie. On jest ostatnią osobą, która jest mi potrzebna do szczęścia. Wszyscy byle nie on! Chwiejnym krokiem idzie na podest. Gdy podajemy sobie ręce, to on ukradkiem, niby przypadkowym gestem ociera jedną łzę. Wiem, że ona jest dla mnie. Muszę  z nim porozmawiać na osobności. Tylko kiedy?

 Zaciągnęli mnie do pałacu sprawiedliwości, gdzie przez godzinę siedzę i wsłuchuję sie w cichy głos mojego ojca, lecz nic do mnie nie dociera. Może oprócz tego, że nie będzie mnie specjalnie wyczekiwał. Super, łatwiej będzie mi zginąć. Głaszczę mojego wiernego psa. Jego będzie mi najbardziej bakowało. Potem jedziemy z opiekunką oraz Tomem na dworzec i wsiadamy do pociągu. Nasz mentor czeka już w kapitolu.

W życiu nie widziałam takiego wnętrza. Wszystko obudowane, miękkie i pstrokate.Fuj, od samego patrzenia robi mi sie nie dobrze. Ines pokazuje nam nasze pokoje. Na szczęście, nie są aż tak błyszczące i jaskrawe. Mój jest prawie cały zielony. Taki jak lubię. Nie powiem, robi wrażenie. A na koniec idziemy do wagonu restauracujnego i szef kuchni komendoruje nam, że możemy przychodzić kiedy chcemy. To chyba jedna z nie wielu dobrych nowin dzisiaj.


 Mamy trochę wolnego czasu, więc idę pod prysznic i zastanawiam się co dzisiaj się zdarzyło. Wstałam rano, zjadłam kromkę suchego chleba. Później, przygotowałam się na dożynki. Nie dość, że mnie wylosowano, to jeszcze Toma... 

 Wycieram się i dochodzę do wniosku, że zajrzę do niego w nocy. Musimy sobie coś wyjaśnić.
 Moje dożynkowe ubranie zniknęło,  a zamiast niego, widzę szarą tunikę i czarne,  skórzane legginsy. I buty. Na cholernie wysokim obcasie. 

 Podążam za wybornym zapachem pieczonego mięsa, co krok balansując na platformach. Już wiem, że nienawidzę tych butów. Ale i tak rozkoszuję się widokiem lekko  oniemiałego Toma. Siadam obok niego i zaczynam jeść w milczeniu. Dołącza do nas Ines i wesoło trajkocze o czekających nas zabiegach upiększania.

- Jak z wami skończą,  będziecie nie do poznania!

 Taaa, myślę,  tak samo będzie na arenie.
 Po kolacji,  oglądamy powtórkę z  dożynek w innych dystryktach. Nic nie zapada mi w pamięć. Zbyt intensywnie myślę o Tomie.
 Rano mamy być w kapitolu. W moim pokoju czeka już piżama. Przebieram się w nią i patrze na zegar. Dochodzi około 12. Ubieram kapcie i wzdycham, bo nogi bolą mnie nieziemsko. To pewnie wina szpilek. No cóż, warto było. 

 Wychodzę z przedziału i idę do Toma. Staję przed drzwiami i pukam. Po chwili otwiera mi, ściąga brwi i mówi. 

 - No proszę, kogo też kot przyniósł.

--------------------------------------------------

Uwaga,  uwaga co stanie się dalej?? Zachęcam do komentowania. Nie długo wyjaśni się sprawa Toma więc bądźcie!  

wtorek, 26 listopada 2013

                        Rozdział Pierwszy ;)  Stanęłam we wyznaczonej dla dziewcząt zagrodzie. Od prażącego słońca rozbolała mnie głowa. Nie byłam bardzo zdenerwowana. Po kilku latach można zobojętnieć, To trudne ale gdy traci się chęć przetrwania, to nic nie wydaje się szczególnie straszne. Może z wyjątkiem nadziei..

  Na podium stanęła opiekunka naszego dystryktu, z włosami koloru morskiej fali i z niebieskimi cekinami zamiast brwi. Nigdy nie ogarnę tych ludzi. Cóż, przynajmniej starała się dopasować... Po odczytaniu przez burmistrza czwórki tych wszystkich formalności, Ines, bo tak to niebieskie coś ma na imię, przystępuje do losowania. Jak zwykle  pada formółka "Panie mają pierwszeństwo!"i Ines rozwija karteczkę.
 - Melissa Rain.
 Oh.. Czuję na sobie ciężar niemal 1000 ton. Krzywię usta w grymasie, by nie dać po sobie znać że mnie to rusza. Nie czuję strachu. Czuję pustkę. Już wiem że zginę. Staję na podium i obdarzam wszystkich pogardliwym spojżeniem. Oto ja, trybutka dystryktu czwartego. Zostałam wybrana po to, by zginąć.
 Więc proszę bardzo. Zafunduję wam taką śmierć, że mnie popamiętacie.




Jak zauważyliście bohaterka jest bardzo pogodna :D spokojnie rozkręci się i proszę o komentarze co sądzicie :D

                          Witam wszystkich na moim blogu!

Głowną tematyką tego bloga będą igrzyska! Oto wprowadzenie ;)



 W świecie Panem panuje ład i pożądek. Jednak pozornie. Ludzie czują się źle. W dystryktach panują głód i nędza. Co roku dzieci giną na Głodowych Igrzyskach organizowanych przez Kapilol. Głowną stolicę Panem. Mają one przypominać o buncie który odbył się 70 lat temu. Oto historia pewnej nie znaczącej dziewczyny z dystryktu 4. Posłuchajmy..